01.01.2013 i Opowiadanie III
Hej.
Szczęśliwego Nowego Roku! Oby trwający od dzisiaj rok 2013 był dla Was rokiem szczęśliwym, a przede wszystkim pomyślnym. Uczniom samych dobrych ocen, dorosłym mało pracy, dużo czasu dla rodziny, no i oczywiście wysokich zarobków. Życzenia może krótkie, ale płyną z samego serca :D
Na tym blogu jestem z Wami dopiero... ile? Dwa miesiące? Nawet mniej! ... a już mam trochę ponad 400 wyświetleń stron - DZIĘKUJĘ. A co do postanowień... ogłaszam wszem i wobec, że w nowym roku 2013 będę częściej dodawać notki :D A'propos... dzisiaj dodam krótki fragment na drugim blogu, ale w piątek obiecuję drugi, dłuższy :D
A teraz macie tu nowe, świeżutkie Opowiadanie III :
Czasem masz go serdecznie dosyć, ale przychyliłabyś mu Nieba
Szczęśliwego Nowego Roku! Oby trwający od dzisiaj rok 2013 był dla Was rokiem szczęśliwym, a przede wszystkim pomyślnym. Uczniom samych dobrych ocen, dorosłym mało pracy, dużo czasu dla rodziny, no i oczywiście wysokich zarobków. Życzenia może krótkie, ale płyną z samego serca :D
Na tym blogu jestem z Wami dopiero... ile? Dwa miesiące? Nawet mniej! ... a już mam trochę ponad 400 wyświetleń stron - DZIĘKUJĘ. A co do postanowień... ogłaszam wszem i wobec, że w nowym roku 2013 będę częściej dodawać notki :D A'propos... dzisiaj dodam krótki fragment na drugim blogu, ale w piątek obiecuję drugi, dłuższy :D
A teraz macie tu nowe, świeżutkie Opowiadanie III :
Czasem masz go serdecznie dosyć, ale przychyliłabyś mu Nieba
Śpi. Stoję i patrzę
na jego rozluźnione ciało, na jego delikatną, spokojną twarz.
Wyobrażam sobie, jak śni o postaciach z Gwiezdnych Wojen i
delikatnie się uśmiecham. Ma na ich punkcie obsesję. Ja kiedyś
też miałam, ale mi przeszło. Nadal jednak lubię te filmy.
Przekręca się z boku
na bok. Teraz wygląda jak aniołek, któremu ktoś skradł skrzydła
i aureolkę. Parskam śmiechem. Porusza się niespokojnie. Drętwieję
i aksamitnym, uspokajającym głosem mówię :
- Cii, śpij smacznie, Jasiulku. Śpij, śpij...
O dziwo, słucha i już
więcej nie sprawia kłopotów.
Ranek. Budzi mnie jakaś
dziwna, mała łapka, „delikatnie” trzepiąca mój delikatny
policzek. Hm... ciekawe kto wpadł na takie genialny sposób
budzenia... czyżby mój mały brat? Nie, przecież on jest taki
grzeczny... kiedy śpi. Podczas dnia zdecydowanie przypomina mi
rozbieganego demona z najgorszych koszmarów i to jeszcze kabla.
Niedobrze. Lepiej nie wypaplać przy nim, że czytam... bo wtedy
zacznie się bawić w „podaj dalej”, przy czym miejscem docelowym
jest moja mama, a to zdecydowanie nie jest dobry scenariusz.
Otwieram oczy. Widzę
leżącego na mnie i wymierzającego mi kolejne „liście” Jaśka,
który niekoniecznie jest spełnieniem moich marzeń. Nie, ja marzę
o spokoju i ciszy, o własnym kącie i przedmiotach i wreszcie o
prawie do dłuuuugieeeeego snu. Czy to aż tak wiele? Zdaniem małego
karła najwyraźniej tak. Wzdycham. Spoglądam na zegarek : wpół do
dziewiątej. Nie poprawia mi to samopoczucia – jak można wstawać
o tak chorej godzinie?! O tej to ludzie przekręcają się na drugi
bok! Zwariować z nim można.
- Jasiu, i l e r a z y m a m p o w t a r z a ć ?!! To, że t y wstałeś, n i e oznacza, że j a też muszę !!!
Mimo tego wstaję, choć
moje oczy ciskają gromy. Jaś się tym w ogóle nie przejmuje.
Radośnie schodzi z łóżka i idzie budzić rodziców. Uśmiecham
się. Wcale mi ich nie szkoda. Jak go wychowali, że wszystko mu
wolno, to niech za to teraz płacą. Ja mówiłam, że on wcale nie
jest taki głupi na jakiego wygląda, że jest już na tyle duży, by
zrozumieć pewne rzeczy. Na litość boską, ona ma już osiem lat!
To wredna, podstępna żmija, która tylko czeka, aż nie
sprecyzujesz zakazu! Ale oni swoje. No to skoro wtedy byli taaacy
mądrzy, to niech i teraz się tą ich „mądrością” wykażą.
Słyszę krzyki mamy. I
wrzaski ojca. Dobrze im tak! Trzeba było mnie słuchać, ale oni
„nie”. To jak „nie”, to radźcie sobie teraz sami. Idę wziąć
prysznic. Nic tak nie pomaga na skołatane nerwy, jak gorąca woda i
żel pod prysznic z aromatem kakao. Po piętnastu minutach, wychodzę
z całej, zaparowanej łazienki, ubrana w ciemne, dopasowane jeansy,
granatową koszulkę na ramiączka i czarną bluzę z kapturem. Biorę
szczotkę do ręki i powoli rozplatam moje skołtunione, kasztanowe
loki. Pozostawiam je rozpuszczone i sięgam po kosmetyczkę. Wyciągam
z niej maskarę, brzoskwiniowy błyszczyk i srebrzysto-błękitne
cienie do powiek (które idealnie pasują do moich szaro-niebieskich
oczu) i robię z nich użytek. Jeszcze tylko dwa psiknięcia
miętowo-malinową mgiełką i mogę zejść do rodziców.
Gdy tylko wchodzę do
ich pokoju, mama głęboko wciąga powietrze, ale ja się tym nie
przejmuję – tylko mogłam pogorszyć sytuację. Wyciągam
croissanta i nalewam sobie kawy. Jak zawsze dolewam do niej karmelu,
ale pomyśle dodaje jeszcze trochę czekolady i dekoruję bitą
śmietaną, którą posypuję kakao. Bomba kaloryczna, ale jeszcze
dzisiaj to spalę. Wybieram się na forty. Prawdopodobnie zanocuję
gdzieś niedaleko, więc pójdę po cichu do piwnicy przynieść
namiot. Już mam wychodzić, gdy okazuje się, że rodzice wybierają
się do jakichś znajomych na nocowanie, więc mamy nie sprawiać
kłopotów. Wrócą po jutrze. Cicho zamykam drzwi i udaję, że
nigdzie się nie wybieram. Gdy tylko zamykają się za nimi drzwi,
pakuję torbę : ciuchy na zmianę, śpiwór, picie, kanapki, komórkę
i klucze. Dziwnym trafem w torebce zostaje mi mnóstwo miejsca,
akurat tyle, ile potrzeba na ciuchy Jaśka. Patrzy właśnie na mnie
oskarżycielsko, jakby jego oczy mówiły „a mnie to nie
zabierzesz, tak?”.
- Dobra, dobra, zabiorę cię ze sobą! - krzyczę, wściekła, że tak łatwo zrezygnowałam. Jednak zaraz się uśmiecham, widząc, jak się głupio cieszy na tę wiadomość. Pakuję jego rzeczy i schodzę po namiot. Zakładamy oboje buty górskie, ciepłe kurtki, szaliki i czapki. Jesteśmy gotowi do wyjścia. Zamykam drzwi na klucz i kierujemy się ku fortom. Wreszcie jesteśmy. Rozbijam namiot. Wychodzimy na forty. Spacerujemy godzinę, gdy nagle moim oczom ukazuje się całkiem wysoka górka. Patrzę na Jasia i już wiem, że myśli o tym, co ja – musimy się na nią wspiąć. Jesteśmy już prawie na szczycie (ja idę przodem), gdy nagle ziemia się pod nami obsuwa. Pierwsze, o czym myślę, to „Oż ty w cholerę!”, a potem rzucam Jaśka na szczyt – jakoś zejdzie z drugiej strony. Później zastanawiam się, co zrobić, skaczę do góry, ale ziemia nadal się pode mną obsuwa. W końcu już mam prawie spaść, gdy Jasio łapie mnie za rękę. Jednak jest za słaby. Moja ręka wyślizguje się z jego dłoni i spadam w dół. Ostatnie co słyszę, to jego rozdzierający serce krzyk :
- Gosia!!!
Potem widzę już tylko
ciemność...
Pozdrawiam.
Pockerowa :D
No cóż... Powiem szczerze, ze mi się podobało,ale... Znowu za dużo wagi przywiązujesz do ciuchów, składników kawy i makijażu. Gdybyś to odjęła - opowiadanie idealne. Po prostu to wcale nie jest potrzebne. Wiesz po prostu miej umiar. Ale oprócz tego melodia. następnym razem liczę jednak ma coś dłuższego :-D Daj nam się bardziej oswoić, lepiej poznać główna bohaterkę za nim ją uśmiercisz. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńSunrise